Psychoza ma wiele odcieni, ale jedną wspólną cechę — ekstatyczne przeżycie na szczycie swoich możliwości poznawczych, emocjonalnych, ludzkich. Spotkałam na swojej drodze osoby, które potrafiły w śniegu, niczym himalaiści, przemierzać szkockie góry czy jeździć w zimowy świt autobusem dookoła Krakowa w poszukiwaniu Boga albo bóstw. Jak poradzić sobie z wyboistą wędrówką po zdrowie?
Pierwszy szczyt, na który łatwo się wchodzi i upada z niego szybko.
Psychoza jest dla chorego trudnym stanem. Można czuć boską siłę albo piekielny lęk. Diabelską zazdrość lub anielską cierpliwość. Czasem nawet wszystko na raz. Ciało działa na pełnych obrotach, bo jest na wojennym szlaku ze światem. Kilogramy lecą w dół w ciągu paru dni.
Łatwo wejść na ten szczyt, trudniej z niego zejść cało. Trzeba dać sobie pomóc. Jeżeli nie, pomoc przyjdzie na siłę. Można się przed nią ukryć. Zaszyć w domu i błądzić po przestworzach we własnym umyśle, knuć plany na zbawienie świata lub ucieczki przed domniemaną zemstą sąsiada. Jednak to tylko przestworza w głowie, więc po co w nich błądzić?
Kiedy to ostatnie pytanie dojdzie do chorego, ten skacze ze szczytu psychozy. To bolesne przeżycie, dlatego nie wszyscy spadają na cztery łapy. Czasem wracają w przestworza, czasem wędrują po lasach, a czasami nie zobaczą już bliskich.
Drugi szczyt: codzienna walka o normalność
Po upadku z gór emocji często czuć pustkę. Trudno wstać, położyć się spokojnie, wyjść do sklepu. Każda mała czynność, która wybija z letargu, jest niczym krok na ścianie wspinaczkowej. Kolejny dzień, kolejna zażyta tabletka ze stabilizującym lekiem, ponowne wyjście na świeże powietrze — oto mozolna wędrówka po zdrowie.
Choć tak znienawidzona, to właśnie rutyna i konsekwencja w stawianiu kroków daje nadzieję. Trzeba też pamiętać o asekuracji — bez lekarzy i wsparcia trudno wspiąć się wysoko na płaską ścianę. Sama mam doświadczenia wyjścia z psychozy samodzielnie. Pamiętam, że kilka razy spadłam z tej ściany i traciłam studia czy w krótkim czasie ponownie znalazłam się w szpitalu. Nauczyłam się, że bez asekuracji nie da się wejść na szczyt normalności.
Trzeci szczyt: akceptacja
Kiedy już znów można stanąć na własnych nogach i okrzepnąć w codzienności, ukazuje się oczom kolejna góra do zdobycia. Myślisz, że ściana normalności, po której się wspiąłeś lub wspięłaś, to wszystko? Niestety nie.
Na mojej drodze, to był najtrudniejszy szczyt. Jak zaakceptować upadek z psychozy? Czy da się w ogóle to zrobić?
Ta góra może wydawać się zbędna dla codziennego funkcjonowania. Jednak tylko się taką wydaje. Bez niej kolejne szczyty są poza zasięgiem. Trudno kochać życie, jeżeli nie kocha się siebie.
To prawda uniwersalna: nie ma znaku równości między upadkiem a końcem świata. Niepowodzenie, porażka należą do najtrudniejszych informacji zwrotnych. Przyjmij ją, a niepostrzeżenie znajdziesz się na trzecim szczycie, na którym panuje kojąca cisza.
Jestem chory czy chora i co z tego?
Czwarty szczyt: małe kroki ku wolności
Kiedy wiesz, jak funkcjonujesz w codzienności i akceptujesz fakt choroby, jesteś w stanie wyznaczać sobie cele.
Samodzielna wyprawa do sklepu, innego miasta, kraju.
W pełni świadome podjęcie decyzji – od posiłku, samochodu po pracę i związek.
Wybór między słodkim i słonym, dobrym i gorszym, pięknym i niedoskonałym.
Myślę, że tak smakuje wolność.
Droga przez pasmo gór choroby również wiedzie przez tak przyjemne szlaki. Można się oczywiście poślizgnąć. Stracić na chwilę pion. Może nawet stłuc coś.
Tutaj jest w końcu bezpiecznie.
Piąty szczyt: zdobycie wysokich gór
Jednym z celów może być zdobycie szczytów — tych dosłownych.
Historia himalaisty jest bardzo podobna do drogi osoby z chorobą psychiczną, gdzie doznało się doświadczenia psychozy. Przygotowuje się do zdobycia ośmiotysięcznika miesiącami, wraz z całą drużyną. Chory długimi tygodniami wychodzi z choroby z pomocą sieci wsparcia.
Czemu zatem chory nie miałby zdobyć tego szczytu? Co Cię przed tym krępuje?
Himalaiści wspominają, że zdobycie Mount Everest czy Kilimandżaro wzbudzało w nich ekstatyczne przeżycia. Jedni rozmawiają ze zmarłymi, inni czują potęgę sił sprawczych na ziemi. Czy znajdziesz tam swojego Boga, czy bóstwa? To się okaże.
Pamiętaj, tylko żeby bezpiecznie zejść z góry.
Ola Stanisławska